W starym kinie…

Wycieczka do kina… Nic w tym oryginalnego, zaskakującego. Chyba, że mówimy o samym filmie, który może chwycić za serce, roześmiać, skłonić do refleksji. Samo wyjście do kina to żadna wielka historia, prawie wszyscy byli, prawie wszyscy lubią.

Lubią, bo jest duży ekran, sala jest doskonale wytłumiona a zasiadając w fotelach można poczuć komfort i nowoczesność. Co powiecie na wycieczkę do kina, w którym w trakcie seansu zdarza się słyszeć głośne otwieranie i zamykanie drzwi, niby jest nowocześnie, ale bardzo mocno czuć powiew przeszłości? 

Zapraszamy do Kina „Pod Kopułą” w Gostyniu, miejsca w którym nowoczesna technologia podlewana jest sosem minionych lat.  Kino w Gostyniu funkcjonuje przez cały tydzień, a na ekranie znajdziecie identyczne propozycje jak w kilkusalowych multipleksach. Jest trochę więcej kina ambitnego, są też cykle z koncertami operowymi czy specjalny cykl kina religijnego, ale poza tym repertuar taki jak wszędzie – od polskich komedii romantycznych, poprzez animacje dla dzieci, po superprodukcje prosto z Hollywood. W odróżnieniu od nowoczesnych kin to gostyńskie dźwiga bagaż historii. Historia to całkiem pokaźna, a w Kinie „Pod Kopułą” nie traktuje się jej jak obciążenie tylko jak szansę.

Pierwszą wzmiankę prasową o budynku kina znajdujemy w „Orędowniku Gostyńskim” z dnia 6 kwietnia 1935 roku. Informacja ta brzmi: 

„Myśl zbudowania w Gostyniu domu społecznego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego – powzięta w zeszłym roku przez inicjatorów budowy zaczyna się już realizować. Miejsce pod budowę wybrane jest możliwie najlepsze – ul. Dobramyśl. Dom ten będzie placówką kulturalną, która ma skoncentrować całokształt akcji na polu oświaty w Związku Strzeleckim”.

O ostatecznej decyzji uruchomienia nowoczesnego kina w Domu Świetlicy Związku Strzeleckiego poinformowano czytelników „Orędownika” w dniu l kwietnia 1936 roku. Trzy dni później wyświetlono pierwszy film „Dla ciebie śpiewam” z Janem Kiepurą i Martą Eggerth w rolach głównych. Była to pierwsza w Gostyniu prezentacja obrazu z dźwiękiem.

Po wojnie kino miało prywatnego właściciela – był nim  Kazimierz Galas. W roku 1951 kino poddano nacjonalizacji, właścicielem kina został Okręgowy Zarząd Kin w Poznaniu.

Przez kilkadziesiąt lat działalności kino miało kilka nazw. Pierwotnie było to Kino „Słońce”, krótko po wojnie, na bardzo krótko, funkcjonowała nazwa „Odrodzenie”. Po 1951 roku w Gostyniu chodzono do Kina „Nysa”, a aktualną nazwą jest ta nawiązująca do architektury. Architektury nie byle jakiej, bo obiekt stanowi ciekawy przykład modernizmu.

Stając przed budynkiem, zwłaszcza w ciemnościach, uwagę musi przykuć neon, którego litery układają się w napis KINO. Mamy dobrą radę – nie poprzestańcie na rzuceniu okiem na tę świetlną ozdobę, wpatrujcie się w nią chwilę dłużej a gostyńskie kino… puści do was oczko.

Wchodząc do środka znajdujemy się w pomieszczeniu – rotundzie. Tutaj jest na okrągło, obsługa żartuje, że mamy do czynienia z kinem bez kantów. Z prawej strony okienko kasowe, kiedyś bardzo podobne znajdowało się naprzeciwko. Dwa okienka przydawały się okupantowi w trakcie II wojny światowej – w jednym okienku kupowali bilety Niemcy, w drugim Polacy.

Po nabyciu biletów przechodzi się do niewielkiego holu, w którym znajduje się ciekawa ekspozycja. Kilka projektorów kinowych, wykorzystywanych w tym kinie przed laty oraz model, który służył do obsługi kin objazdowych. Obok projektorów stoi drewniana szafka, z przesuwnymi w pionie klapkami. Służyła do magazynowania i pochodzi z 1936 roku, „pracuje” w tym miejscu od początku.

Można przysiąść na starych fotelach, które służyły tutaj jeszcze kilkanaście lat temu, a których dźwięk, przy wstawaniu widowni, był sygnałem dla obsługi, że należy włączyć oświetlenie sali.

Zamiast siadać zdecydowanie lepiej spojrzeć na ściany. Na nich szereg tablic, ze starymi zdjęciami tego obiektu, z wycinkami z reklam prasowych, jakimi promowano w Gostyniu filmy. Zdradzimy, że jest tam kilka perełek, które wywołają szerokie uśmiechy na twarzach czujnych obserwatorów.

Na jednej z plansz znajdują się zdjęcia strychu i wnętrza kopuły, która wieńczy kinowy budynek. Warto się przyjrzeć, bo niestety te pomieszczenia nie są dostępne do zwiedzania.

Właśnie na strychu kilka lat temu znaleziono skarb. Okazało się, że kilkadziesiąt lat temu do doraźnego ocieplenia ściany użyto… plakatów filmowych z lat pięćdziesiątych XX wieku. Zawiniątko znajdowało się w dobrym stanie, dzięki czemu odkryte postery zdobią teraz ściany holu.

Wchodzimy do sali kinowej. Pamiętacie słowa o głośnych drzwiach? No to właśnie te, które dzielą hol i salę kinową. Są głośne i nikt z tym nic nie robi. Pozornie w myśl zasady z kultowego „Misia”, gdzie szatniarz pytał klienta:  – Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?

Drzwi są głośne i nieusuwalne z tego miejsca, bo są tutaj od 1936 roku. Taki trochę hałaśliwy element tożsamości tego kina.  Na sali znajduje się 198 miejsc siedzących, posadowionych na podłodze z trochę zbyt małym kątem spadu. Widać, że pierwotnie to nie miało być kino tylko coś w stylu świetlicy.

Przejdźmy wreszcie do ekranu, albo raczej… za ekran. Tak! Tutaj możecie wybrać opcję zwiedzania i w niej można zajrzeć za jasną płachtę. Będziecie zdziwieni kiedy okaże się, że ekran jest… dziurawy. Taki ma być. Czemu? Wyjaśnią wam w trakcie zwiedzania.

Dużo kinowej kuchni zdradzą też w trakcie odwiedzin kabiny kinooperatorskiej. Wchodzimy do niej wędrując na piętro drewnianymi, skrzypiącymi schodami. Takie są od ponad 80 lat.

Sama kabina mieści dwa projektory. Jeden jest w ciągłym użyciu, to ten cyfrowy. Drugi od lat nieużywany, jest stary, ale też… nowy. Chodzi o to, że krótko po jego zamontowaniu nadeszła cyfrowa rewolucja i filmy zamiast z taśm zaczęto wyświetlać z dysków cyfrowych. Mamy więc do czynienia z w pełni sprawnym sprzętem do wyświetlania filmów z którego na co dzień się nie korzysta. 

Tutejsza załoga dużo miejsca poświęca opowieściom o tej starszej technice, bo to w niej zawierała się cała magia dawnego kinooperatorstwa. Znajdziecie tutaj też stare sprzęty jak sklejarkę do taśmy filmowej czy przewijarkę.

Cała kabina stanowi zaskakujące pomieszczenie, w którym okazuje się, że mała szybka potrafi mieć wartość jednego okna a w skład kinooperatorskich narzędzi pracy wchodzą największe w mieście… talerze.

Załoga kina angażuje się w promowanie kina w starym stylu, co jakiś czas można ich spotkać przebranych w stroje z dwudziestolecia międzywojennego, odtwarzających przedwojenne, kinowe realia.

Umówcie się na zwiedzanie, bo to kino w innym stylu, z czasów kiedy samo wyświetlanie filmów urastało do miana sztuki. W nowoczesnych multipleksach nie doświadczycie tej magii.

Kino funkcjonuje przez cały tydzień, na zwiedzanie można się umówić kontaktując się mailowo pod adresem promocja@gok.gostyn.pl lub uzgadniając termin w okienku kasowym.

Autor: Tomasz Barton

Skip to content